Dienstag, 13. März 2012

Impressionismus II

cd.

     Po odbiciu się od Gaugaina, którego kilka raczej nieudanych szkiców wisiało w kącie sali, zawróciłam w kierunku drugiego skrzydła wystawy.

     Tu spotkałam po raz pierwszy pana Camille'a Pissarro. Dziwnym trafem ominął do tej pory moją świadomość, chociaż pozostaje pełnoprawnym członkiem grupy impresjonistów. Ten urodzony na Wyspach Dziewiczych malarz z duńskim obywatelstwem tułał się po różnych miejscach w Europie, a pod koniec życia nabawił się poważnej choroby oczu (nie mógł już malować w plenerze). Tym bardziej rozczula jego przywiązanie do wiejskich krajobrazów, sumiennej pracy i spokoju. Malował ludzi, szczególnie kobiety, przy codziennych czynnościach (zbiory, szycie, sprzątanie, rozmowy przy płocie). Eksperymentował z techniką i kolorami. Najlepiej ilustruje to Bauerin mit Kuh, czyli wyidealizowana Gospodyni z krową: żywe, nasycone kolory, krótkie pociągnięcia pędzla. Albo Markt in Pontoise akwarelą i gwaszem - wnikliwa obserwacja krzykliwej, ruchliwej rzeczywistości targowej. 

     Gdzieś po drodze przewinęli się jacyś Zandomeneghi, Frantin-Latour, jakiś Sisley, czyli import brytyjski do Francji... Ale kompletnie ich nie pamiętam i nie mam o nich pojęcia.

     Bo oto na horyzoncie pojawia się Renoir! Wspaniały piewca kobiecego ciała i wdzięku. Oto seria szkiców węglem, kredą i sangwiną (czerwoną kredką). Kontury aktów niezwykle wyraźne w centrum, nabierają miękkości przy końcach, żeby w końcu rozpłynąć się w nicość kartki. Świetne prace tuszem takie jak czarująca Kobieta z mufką. Delikatnie pochylona do przodu, z przymkniętymi oczami i okrągłą twarzą. Czasem Renoir uzupełnia szkice maźnięciem akwarelami. Niby nic wielkiego, a cieszy, jak w przypadku Venus (przedstawienie skupia się na brzuchu kobiety, podczas gdy głowa jest rozmazana, a nóg nie ma wcale). Badende mit einer Krabbe - to już moim zdaniem pastelowe cudeńko. Delikatne plamy różu i błękitu, mnóstwo krągłości do podziwiania, rozmyte kontury, intymny i frywolny nastrój sprawiają, że obrazek jest istnym hymnem na cześć kobiecości.

     Potem trafiam w objęcia Degasa. Ten facet miał dwie obsesje: balet i wyścigi konne. Najczęściej więc swoimi modelami czynił dżokejów i tancerki. Przy czym tancerki zdarzało mu się przedstawiać również nago: w kąpieli lub podczas wycierania. Ponoć sam stwierdził, że jeszcze sto lat wcześniej musiałby zatytułować swoje dzieło Zuzanna w łaźni, a teraz może prosto z mostu podpisać Kobieta w miednicy. Degas również malował swoją pieśń pochwalną miękko, ciepło i łagodnie. Kobiety przedstawione w codziennych, intymnych sytuacjach roznoszą wokół siebie domową atmosferę i poczucie bezpieczeństwa. 

     Jakże odmiennie prezentuje się Forain. Już na pierwszy rzut oka widać w jego pracach zacięcie humorystyczne. Z powodzeniem publikował swoje rysunki we francuskich gazetach. Uchwycone w lot gesty i zabawne drobiazgi świadczą o niezrównanym darze obserwacji (Kobieta wąchająca kwiaty, jakby ukradkiem przyłapana na tej czynności). Jego rysunki są pełne napięcia, które tworzą dynamiczna kompozycja, niespokojna kreska, kontrastujące zestawienia intensywnej czerwieni, błękitu, zieleni i czerni.  Zupełnie różny obraz świata ma nam do przedstawienia niż poprzedni malarze. Pokazuje klienta, przed którym paradują gołe dziwki (Klient) albo wielkiego, brutalnego alfonsa, przy którym drobna kobietka wygląda jak dziecko (Un coucher). Obnaża mechanizmy funkcjonowania "dobrego towarzystwa" przez ukazanie zestresowanej przed balem debiutantki, którą ponagla matka, lub przez przedstawienie spotkania w kawiarni, pełnego wymownych spojrzeń albo wręcz wymownego ich braku.

     Po Forainie prosta już droga do Toulouse-Lautreca. Ach i och po prostu! Strasznie go lubię. Za tę nieco komiksową, karykaturalną kreskę. Niby nie do końca doprowadzona, ale tak prawdziwa, jak nic innego. Nie można go pomylić z nikim. Pokazuje życie codzienne w cyrku i burdelu. Przedstawia kobiety przy najprostszych sytuacjach jak zakładanie pończoch i plotki przed snem. Kto nie zna, niech żałuje.
   
    Dla dwóch ostatnich prezentowanych artystów musiałam wyjechać z podziemi (wyobraźcie sobie! ruchome schody w muzeum!) i przejść przez korytarz pełen luster i małp z brązu (łudząco podobne te maszkary do wielu znanych mi ludzi). Pierwszy był Cezanne, który znudził mnie koszmarnie. Większość wywieszonych prac to były akwarele, które w wydaniu Cezanne'a polegały na maźnięciu w kilku miejscach farbą po delikatnym, fragmentarycznym szkicu na białej kartce. Jakoś nie przypadły mi do gustu te firankowe krajobrazy. Już miałam wychodzić, ale zerknęłam jeszcze do ostatniej sali i tam spotkałam swoje ostatnie i chyba najbardziej poruszające odkrycie.

     W ostatniej sali był Redon. Malarz, który przyprawia o głęboki niepokój. Przez pół życia niemal wyłącznie rysował węglem dziwne, oniryczne wizje. Niepokojące potwory i nienaturalnie powiększone głowy wypełniają jego prace, niczym relacja z koszmaru. Później też tworzył dziwne, oniryczne wizje, ale odmieniło mu się zupełnie. Eksplodował wręcz kolorami. Wybierał mocne barwy i umieszczał je punktowo lub w pięknych przejściach tonalnych. Intensywność tych zestawień potrafię przyrównać wyłącznie do marzeń sennych. Nawet zwykłe kwiaty w wazonie lub portret łechcą mózg, jakby chciały stamtąd wydostać wspomnienia snów.

     Z Palais Albertina wyszłam zmęczona i nasycona. Trzygodzinna wycieczka po impresjonizmie i okolicach to bardzo mocne przeżycie. Zupełnie inne niż spokojna kontemplacja niemieckich malarzy. Zostałam zbombardowana wrażeniami i nastrojami, ale nie żałuję. Powyższa relacja stanowi jedynie wierzchołek góry lodowej moich przemyśleń (czy może raczej przeczuć). Nie sposób godnie się zająć tyloma osobowościami w jednym miejscu i w tak krótkim czasie. Mam jednak nadzieję, że dałam ogólne wyobrażenie o tym, kim byli ci malarze i co się działo z ich powodu w mojej głowie.


2 Kommentare:

  1. Sabinchen,
    bardzo się cieszę tym, co piszesz ;)!
    Miłego pobytu w Wiedniu, choć brakuje Cię na UW.

    Magda

    AntwortenLöschen
  2. Dzięki wielkie! Ja tym bardziej cieszę się tym, co napisałaś;) Zawsze możesz wpaść do mnie do Wiednia. Zawsze znajdzie się trochę miejsca;)

    AntwortenLöschen